Jest super, jest super
Więc o co ci chodzi?
T. Love
Polska,
początek lat dziewięćdziesiątych. Dla wielu okres prosperity. Dekada zmian –
oczywiście na lepsze – przecież w końcu możemy zacząć żyć jak ludzie, pracować
w pocie czoła i swobodnie oddać się konsumpcji. Konsumpcja jest super – stare,
skrzypiące drewniane okiennice wymienimy na lśniące nowością plastikowe. Groby
i klatki schodowe w kolorze lastriko szybko podmienimy na nowe, mieniące się
różnymi kolorami. Nagrobki jak samochody – zmieniaj raz na rok. Ciężko
pracujesz w dużej międzynarodowej korporacji, więc teraz masz już pieniądze. A może
czas na relaks?
Nie,
bo masz jeszcze jakieś papierzyska do podpisania. Koniec z nieróbstwem i
bezsensownymi przydziałami do pracy przez rząd. Teraz na rynku zostają tylko ci
najsilniejsi, najbardziej pracowici. Globalne korporacje wkładają dużo wysiłku,
żeby na tych zachodnich rubieżach radzieckiego imperium dało się w końcu żyć.
Trzeba im się jakoś odwdzięczyć, podwinąć rękawy i zbudować nową Polskę. Koniec z bezklasowym społeczeństwem. Od dziś
silna klasa średnia to silna Polska.
Tacy
są bohaterowie barwnej, wielowątkowej powieści Dawida Bieńkowskiego. Postaci te
mijają się, na ogół nie osiągają swoich celów, cały czas uczą się życia w nowej
rzeczywistości. Jest Euzebiusz Drutt, który zaczyna karierę wyprzedając stare
graty (najpewniej z przemytu) na Stadionie dziesięciolecia. Jest dobry w swoim
fachu: ''Euzebek doskonale wie, że jak ktoś chce, to i gówno sprzeda, jeśli
będzie w markowym papierku i z odpowiednim budżetem reklamowym...''. Kierując
się ta filozofią „Euzebek” ma wspaniałe zadatki na menadżera. Jest postacią
niepozbawioną talentów, ale też nieprzyjemnym i brutalnym gburem –
realistycznym portretem człowieka dla którego nie liczą się żadne zasady poza
chęcią zarobku.
Zarobek
się pojawia wraz z otwarciem polskiej gospodarki na zachód. Wkrótce pojawiają
się wielkie firmy, inwestorzy i fast foody – makdonaldyzacja idzie pełną parą,
w końcu nic nie jest aż tak na wskroś zachodnie i kapitalistycznego jak tanie,
śmieciowe żarcie wytwarzane z półproduktów. Jednak w powieści Bieńkowskiego
pierwsze skrzypce odgrywa nie amerykańska hamburgerownia, a francuska sieć o
znamiennej nazwie „Positive”. Oprócz
przewrotnej i brzmiącej lekko z francuska nazwy kryje się za tym coś jeszcze.
Positivie to nie tylko sieć tanich restauracji, a symbol niedoścignionej
kultury zachodnioeuropejskiej: jej architektury, literatury, malarstwa, ale też
zachodniego etosu pracy, lajfstajlu i haseł liberté,
égalité, fraternité, ou la mort – najlepiej z przepracowania.
To,
z jaką uniżonością jest traktowana francuska korporacja, jest bolesnym
przytykiem w stronę powielających narodowe kompleksy. A według nich Zachód
zawsze będzie cywilizacją, Wschód swołoczą a Polacy „barbarzyńcami w ogrodzie”.
Niektórzy
bohaterowie książki porzucają swoje ambicje w imię wyższego zarobku, jaki
płynie z posiadania posady w Positivie. Inni decydują się na nią, żeby związać
koniec z końcem, tyle że kosztem rodziny i spokoju ducha. Mamy w końcu prawie
XXI wiek, łatwiej się bogaci, łatwiej kradnie. Ciężej tylko żyje.
Oczywiście
nie każdemu się te zmiany podobają. Jest jeszcze kilka osób które komercją się
brzydzą – to artyści: pisarze, muzycy, dusze niezależne, niestety - tylko z
pozoru. Jednym z ich reprezentantów jest poeta o ksywie Hehe, który porzuca
swoją mało opłacalną pasję na rzecz wypromowania nowego projektu. To
reaktywacja jego starego, buntowniczego zespołu punkowego, ale w nowej otoczce.
Tym razem rolę wokalistki przejmie polsko-amerykańska gwiazda porno. Kobieta
pozbawiona muzycznych talentów, ale za to atrakcyjna, zachodnia i przede
wszystkim (z racji swojego dawnego zawodu) kontrowersyjna. Ta kombinacja
pozwoli im nie tylko zaistnieć w nowym szołbiznesie, ale jest też dość
nowatorskim pomysłem, który sprawi że muzycy nie stracą twarzy w artystycznym
półświatku.
Bohaterowie
mijają się między sobą i z własnym powołaniem. Tracą zdrowie, powoli odchodzą w
nicość. Ci którzy szukają szczęścia nie znajdują go, osiągają jedynie korzyści
materialne jakie płyną z posiadania nowej pracy i życia w nowej Polsce.
Przesłanie książki Bieńkowskiego jest zasadniczo anty-konsumpcjonistyczne.
Problematyzuje zdobycze przemiany ustrojowej i staje się złośliwą, acz nie
pozbawioną tragizmu satyrą na Polskę w latach dziewięćdziesiątych.
Z
drugiej strony, abstrahując od ideałów, pojawiają się słuszne dylematy: jak
związać koniec z końcem bez dostosowywania się do nowych realiów?
Wydaje się, że łatwiej wyobrazić sobie „koniec świata" niż znacznie skromniejszą zmianę w obrębie sposobu produkcji. Tak jakby liberalny kapitalizm był „Realnym", które w jakiś sposób przetrwa nawet globalną katastrofę ekologiczną.
Slavoj Žižek. „Przewodnik krytyki politycznej”
Komentarze
Prześlij komentarz