Od kilku lat można zaobserwować wzrost popularności minimalizmu, rozumianego jako filozofia, czy może słuszniej byłoby powiedzieć - styl życia zakładający redukcję posiadanych rzeczy (dobytku, przekonań, zachowań etc.) do tych koniecznie potrzebnych, kluczowych, wzbogacających nasze życie. Ta atrakcyjna i pojemna formuła możliwa jest do omawiania w bardzo licznych kontekstach, jednak tutaj chciałabym się skupić na minimalizmie jako odpowiedzi na hiperkonsumpcjonizm. W tym ujęciu rzeczony styl życia polega na wspomnianej już redukcji, przedłużanej w świadomym kontrolowaniu i unikaniu zbędnych zakupów. Czasem łączony z ascetyzmem, różni się od niego jednak przede wszystkim tym, że minimalizm nie zakłada wyjścia poza system kapitalistyczny, raczej funkcjonuje wewnątrz - minimaliści nie rezygnują zupełnie z konsumpcjonizmu, ponieważ jest to praktycznie możliwe.
Choć tego typu założenia zdają się nie być niczym nowym, ruch lifestylowy utożsamiany z minimalizmem zdaje się być odpowiedzią na sytuację, której początek przypadałby w latach 90. XX wieku (przede wszystkim na gruncie amerykańskim), a która obecnie przybiera rekordowe rozmiary, tj. hiperkonsumpcjonizmu, zwłaszcza tego spod znaku agresji w walce o mikrofalówkę czy telewizor podczas wyprzedaży Czarnego Piątku (Black Friday, ale też tzw. „Cyber Monday” i tym podobne). Choć blogi czy książkowe poradniki opisujące tę kwestie pojawiały się już wcześniej (warto wspomnieć chociażby Leo Babautę i jego działalność na początku lat 2010-tych), osobiście za moment rozpoznania, który następnie przerodził się we wzrastający trend na tego typu lifestyle, uznałabym netflixową premierę dokumentu Minimalism. A Documentary About the Important Things (reż. M. D’Avella, 2016), powstałego z pomysłu duetu The Minimalists (Joshua Fields Millburn i Ryan Nicodemus), ale zawierający wypowiedzi innych „twarzy” minimalizmu, jak Leo Babauta właśnie, Joshua Becker, Courtney Carver itd.
Za niezaprzeczalne zalety minimalizmu można uznać swego rodzaju działanie uświadamiające obnażające działania rynku i reklamy, które mają bombardować potencjalnego konsumenta bodźcami, za sprawą czego doprowadzać do ciągu jego zazwyczaj nieprzydatnych, naddatkowych zakupów. We wspomnianym wyżej dokumencie w słuszny sposób hiperkonsumpcjonizm, czy zakupoholizm zostają przedstawione jako nałóg - w przytaczanych wypowiedziach neurologów wskazuje się na te same procesy zachodzące w mózgu, które również mogą następować przy zakupach. Zatem, minimalizm w swoim pierwotnym wymiarze miałby doprowadzać do przynajmniej częściowego wyjścia poza ten system, generować w konsumencie nawyk świadomego, bardziej krytycznego przyglądania się działaniom firm, które potem będzie będzie miało szansę wpływać na ich jednostkowe wybory. To wszystko ma w zamyśle łączyć się z szerszą rewizją wartości, która często doprowadza do kolejnej zalety tego typu postaw. Bowiem, co można było dostrzec już u początków popularności minimalizmu, a co uwidacznia się coraz silniej wraz z jego rozwojem, to potencjał swoistego „pożenienia” go z innymi uświadamiającymi ruchami świadomej, nierzadko proekologicznej konsumpcji, jak rezygnacja z przemysłu fast fashion, czy less/zero waste [1].
Niewątpliwie, założenia minimalizmu wydają się być bardzo zdroworozsądkowe, są interesujące i obiecujące. Jednak przy dokładnym przyjrzeniu się temu zjawisku nie sposób nie wysnuć kilku obiekcji, czy wątpliwości. Poza korzystaniem z ocierającej się coaching retoryki, którą pomijam, gdyż rozwinięcie tej kwestii sprawiłoby, że mój tekst przestałby być minimalistyczny, propagatorzy tych postaw jako jeden z argumentów „za” podają, że minimalizm jest dla każdego. Potwierdzeniem tego stanu mieliby być chociażby Leo Babauta i jego rodzina z sześciorgiem dzieci, czy Joshua Becker, autor m.in. książki Clutterfree with Kid: Change Your Thinking. Discover New Habits. Free your home. Czy jednak minimalizm jest dla wszystkich? Trudno mi jednoznacznie stwierdzić, dlatego zamarkuję jedynie kwestię konieczności posiadania pewnego rozeznania w tym względzie. Co prawda poradniki dotyczące minimalizmu pojawiają się w internecie w egalitarnej formie wpisów na blogach czy filmów na YouTube. Jednocześnie coraz częściej na tego typu treści, kiedy dochodzi do sedna czy rozszerzania tematyki, nakładana jest jakaś forma paywalla/konieczności bycia crowdfundingowym patronem, na co nie każdy może sobie pozwolić. Oczywiście, są to póki co nieliczne przykłady, jednak widać wyraźnie tendencję zwyżkową w podobnych praktykach.
Powyższa kwestia ściśle wiąże się z moim największym zastrzeżeniem do tego zjawiska - silnym utożsamianiem minimalizmu jako stylu życia z minimalistyczną estetyką. Bowiem połączenie stylu życia z bardzo konkretnym dizajnem (szara kanapa!!!), wystrojem wnętrz, sposobem ubioru jest właśnie tym miejscem, w którym antykapitalistyczna wizja zostaje przechwycona przez mechanizmy kapitalizmu. Silne zespolenie jednego z drugim, które widoczne jest w najbardziej reprezentacyjnych przykładach minimalizmu, może stwarzać swego rodzaju potencjał konieczności wdrożenia również estetyki, żeby minimalizm w wykonaniu danej osoby był „pełny” czy „prawdziwy”. Taką sytuację wykorzystują rozliczne firmy produkując towary odpowiadające pożądanej estetyce - pretendujący minimaliści, choć przeczyłoby to założeniom ruchu, mogą czuć się zobowiązani do ich kupowania. Stanu tego nie polepsza obecna w mediach społecznościowych mnogość reprezentacji bardzo określonego, atrakcyjnego wizualnie wyobrażenia na temat tego, co to znaczy być minimalistą [2]. Poza tym, wspomniane przechwytywanie można zauważyć na rynku wydawniczym - ilość poradników odnośnie minimalizmu, w jego rozlicznych wcieleniach i funkcjach, wzrasta z roku na rok. Można przytoczyć chociażby listę anglojęzycznych pozycji na rzeczony temat, którą odnajdziemy na portalu Goodreads, zawierającą 75 różnych tytułów [3].
Wreszcie, kończąc, można wspomnieć o nieco niepokojącym zjawisku, które większą skalę miało, jak się zdaje, na początku popularności minimalizmu, ale wciąż zdaje się rozgrzewać zainteresowaną społeczność, tj. dążenia poszczególnych osób, żeby ilość posiadanych rzeczy doprowadzić do liczby rekordowo niskiej. Tego typu działania, które owszem, niewątpliwie robią wrażenie, w moim odczuciu mogą wpływać negatywnie na osoby, które mogłyby zaczerpnąć z założeń, jednak poczucie konieczności uczestnictwa w tego typu rywalizacji skutecznie je zniechęca. Ponadto, wytwarza się bardzo konkretne, rzadko możliwe do osiągnięcia „stopnie wtajemniczenia”, a za tym niebezpieczeństwo hierarchizacji - „lepszych” i „gorszych” minimalistów.
Jak widać, w założeniu minimalizm może być ciekawą, dyskretną partyzantką w samym środku hiperkonsumpcjonistycznego świata, jednak obrastając w kolejne znaczenia i reprezentacje, w niektórych wcieleniach może tracić pierwotny sens, a nawet sam sobie przeczyć.
[1] Ogromnie ciekawym wątkiem, który jednak zaznaczam tylko z racji obszerności i, w gruncie rzeczy, niejednoznaczności, jest również minimalizm stosowany w kontekście mieszkalnictwa. Kryzys na rynku nieruchomości, bardzo wysokie ceny mieszkań czasem skłaniają/zmuszają ludzi do decydowania się na alternatywne sposoby mieszkania - tiny houses czy mieszkania w vanach, etc.
[2] Wydaje się, że przykłady reprezentacyjnych opozycji względem dominującej minimalistycznej estetyki, przy jednoczesnym zachowaniu wyznaczników opisywanych wcześniej postaw, wciąż pozostają raczej pojedyncze, co nie znaczy, że w ogóle ich nie ma. Dla przykładu zamieszczam link do interesującego pod wieloma względami wywiadu z przedstawicielką „minimalizmu dla maksymalistów”, Corinne Loperfido: https://www.youtube.com/watch?v=2MTwQgntBuY (zdjęcie poglądowe minimalistki poniżej)
[3] Link: https://www.goodreads.com/list/show/83055.Minimalism; dla lokalnego porównania można powiedzieć o ponad dwudziestu tytułach dostępnych na empik.com.
Komentarze
Prześlij komentarz