DYSKRETNY OPÓR






Kultury oporu bywają krytykowane jako ruchy tyleż widowiskowe, co nieskuteczne. Jedno z drugim zresztą zostaje powiązane: to efektowność obniża ich efektywność, to spektakularność właśnie czyni z nich łatwy łup dla społeczeństwa spektaklu. Buntownicy kreują się na wrogów status quo, ale tak naprawdę doskonale wpisują się w system. Konflikt kulturowy (np. hippisowskiej idei komuny z dominującym wzorcem rodziny lub punkowej antyestetyki z mieszczańskim gustem) przesłania głęboką zgodność steatralizowanego buntu z głębokimi wymogami kapitalizmu.

Jak piszą Joseph Heath i Andrew Potter w Buncie na sprzedaż kontrkultura próbuje udowodnić wyższość polityki kulturalnej nad tradycyjnymi formami aktywności, przez co problemy tradycyjnej lewicy (bieda, równość wobec prawa itp.) okazują się powierzchowne – stawką działań powinno być absolutne wyzwolenie świadomości. W tej perspektywie akty nonkonformizmu mają znaczenie polityczne, podstawowym narzędziem walki z systemem staje się przyjemność, a dobra zabawa urasta do rangi sabotażu.

Mogłoby się wydawać, że kanadyjscy naukowcy przesadzają, ale na potwierdzenie ich słów wystarczy sięgnąć choćby do pism Hakima Bey’a. Autor Tymczasowej Strefie Autonomicznej przeciwstawia się Nowej Ascezie, której źródeł dopatruje się w resentymencie, i pisze: „w obliczu współczesnego świętoszkowatego odrętwienia, stworzymy prawdziwą galerię przodków, bohaterów, którzy toczyli walkę z fałszywą świadomością, a jednocześnie potrafili imprezować (…) umysłów wielkich nie tylko za sprawą Prawdy, ale także prawdy przyjemności”. Jego wizja zakłada powołanie do życia pirackich społeczności, będących w bezustannym ruchu, utrzymujących pozycje poza systemem. Jednak w wersji minimum chodzi o rewolucyjny sex appeal zabawy: „proszona kolacja jest już ziarnem nowego społeczeństwa kiełkującym w łonie starego”, „impreza (…) jest zawsze otwarta, ponieważ nie jest nakazana”. Skoro bycie razem, „konwiwialność” (jak rzecz nazywał Ivan Illich, ten sam, który postulował „odszkolnienie społeczeństwa”), rozsadza od środka skostniałą strukturę socjalną, to co dopiero powiedzieć o anarchicznej i dzikiej rozkoszy, o seksualnej perwersji, o psychodelii, o transie, o konsekwentnym hedonizmie?

Heath i Potter powiadają, że w najlepszym razie jest to pseudorebelia – sekwencja gestów, które nie prowadzą do żadnych zmian. Pozwalają sobie nawet na złośliwe wyliczenie przemijających atrybutów rebelii. Oto pobieżne zestawienie rzeczy i piszą – które w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat uchodziły za nadzwyczaj wywrotowe: palenie papierosów, długie włosy u mężczyzn, krótkie włosy u kobiet, brody, minispódniczki, bikini, heroina, jazz, rock, punk, reggae, rap, tatuaże, włosy pod pachami, graffiti, skutery, kolczyki w różnych częściach ciała, wąskie krawaty, nienoszenie biustonosza, homoseksualizm, marihuana, podarte ubrania, żel do włosów, irokezy, afro, antykoncepcja, postmodernizm, spodnie w kratkę, ekologiczne uprawy warzyw, buty wojskowe, seks między przedstawicielami różnych ras. Dzisiaj każdą pozycję z tej listy można znaleźć w typowym wideoklipie Britney Spears (może z wyjątkiem włosów pod pachami i ekologicznych warzyw).

Ale pojawia się też gorsze podejrzenie: kontrkultura odgrywa szkodliwą rolę, gdyż podkopuje demokratyczną działalność w domenie publicznej, odciągając uwagę od żmudnych form samoorganizacji, dyskredytując je (masy ludowe z sojusznika zmieniają się we wroga). Więcej nawet – bywa reakcyjna, gdyż nie wiąże swoich strategii z ruchami emancypacyjnymi (np. ideał „wolnej miłości” niekoniecznie wiązał się z głównymi stawkami walk feminizmu) i nie wypracowuje krytycznego stosunku do kooptacyjnych sił kapitalizmu (który wchłania wszystko, co atrakcyjnie „antysystemowe”) i wspierającej go popkultury („dzięki magii kina grupa białych nastolatków uprawiających seks zostaje zrównana z ruchem na rzecz praw obywatelskich”).

Podobne argumenty przedstawia Rafał Drozdowski, gdy wymienia kardynalne grzechy kultu oporu: nierefleksyjne rozumienie autonomii, postmaterializm odświętny, konwencjonalizowanie się, a nawet nabieranie represyjnego i normatywizującego charakteru. Marek Krajewski z kolei ukazuje teatralizację protestu, o której była mowa powyżej, jako doskonały łup dla współczesnych mediów (infotainment).

Czym miałyby się charakteryzować nowe kultury oporu? Przywołani badacze wymieniają takie ich cechy jak: świadoma de-indywidualizacja (powściąganie procesów odspołecznienia, uruchamianie procesów więziotwórczych), orientacja na dobro wspólnotowe, powrót do kultury narzędzia, lokalność, dyskretność, cichość i niewidzialnośćPrzyjrzymy się pod tym kątem akcjom elektronicznego nieposłuszeństwa obywatelskiego oraz różnym rodzajom platform open knowledge, open collaboration & peer production w Internecie, rozważymy ideę Copyleftu i innych narzędzi przekształcania prawa autorskiego, rozważymy wybrane fenomeny związane z ekonomią współpracy i współdzielenia (collaborative economy, peer to peer economy, sharing economy, mesh economy, collaborative consumption), z refleksyjnym majsterkowaniem (DIY, maker movement), z alternatywnymi formami wymiany dóbr i usług oraz zamieszkiwania, oddolną (re)estetyzacją przestrzeni miejskiej, ekonomią cyrkularną i ruchem zero waste, a także z ideami permakultury czy freeganizmu inspirującymi style życia i działania zorientowane na opór.

Warto rozważyć hipotezę, czy rzeczywiście te formy oporu są niepodatne na zawłaszczenie. Marek Krajewski twierdzi, że owszem, „rynek i system próbują zagospodarować tego rodzaju postawy”, ale „pojawienie się takiej oferty rynkowej oznacza zwycięstwo omawianych tu form oporu”, innymi słowy ich rynkowa rekuperacja „pociąga za sobą realną zmianę i nie da się jej zredukować do roli efektywnego dystraktora”. Czy faktycznie wchłonięcie mody na zdrową żywność przez marketing wielkich koncernów spożywczych (np. w akcji McDonnald’s going green) to zwycięstwo ruchów ekologicznych? Czy idea ruchu slow zachowuje swój transformujący potencjał w punktach gastronomicznych sieci slow food albo w krawiectwie slow fashion? Inne jeszcze pytanie dotyczy ewentualnej elitarności tych praktyk: czy nie są one zaadresowane do młodszych mieszkańców zachodnich miast, którzy dysponują odpowiednio wysokim kapitałem kulturowym i odpowiednim zasobem czasu wolnego?

Komentarze