Włodzimierz Borowski był autorem, wzbudzających niepokój cenzury, happeningów (nazywanych przez samego artystę Pokazami
synkretycznymi) i propagatorem sztuki konceptualnej. Był także, między innymi, słuchaczem wykładów Jacka
Woźniakowskiego, który jako jeden z pierwszych w Polsce wprowadził do programu
nauczania uniwersyteckiego wiedzę o aktualnej wówczas sztuce światowej. Dzięki bezcennej i powszechnie niedostępnej wiedzy
zdobytej u Woźniakowskiego, młody, wówczas, student miał otwartą drogę, by stać się prekursorem w wielu dziedzinach sztuki.
Akcja ta należała do cyklu Pokazów synkretycznych organizowanych od 1966, podczas których przełamywał stereotypowe granice między dziełem a publicznością. Z czasem skupiał się na działaniach dążących do destrukcji wizerunku artysty i jego dzieła. Niekiedy uciekał się też do działań ekstremalnych. Podczas jednego z Pokazów synkretycznych przewiercił elektryczną wiertarką źrenice swojego fotograficznego alter-ego. Tak sam artysta opisał swoje działanie:
„(...) uczulam się na kolor i w fotografiach moich, zamieszczonych w trzech salach, wiercę otwory elektrycznym świdrem. Spod świdra, z oczu wytryska coraz to inna smuga koloru. Wszystko to na tle nagranego na taśmę mojego krzyku, przechodzącego w końcu w wesołe marsze”.
Jerzy Ludwiński tak pisał o jego karierze: "Włodzimierz Borowski przeszedł przez wszystkie fazy powojennego rozwoju
sztuki. Trudno byłoby znaleźć drugiego takiego artystę, którego twórczość dałaby
się utożsamić z całą ewolucją kierunków, tendencji, prądów i mediów. Coś jednak
zgrzyta w maszynie tak rozumianego rozwoju. To mianowicie, że te etapy, które
artysta zaznaczył na swojej mapie, nie byłyby znane wówczas, gdy pojawiły się -
albo nie było ich wcale. Kiedy syndrom nowości zbliżał się nieuchronnie z
wielkich centrów sztuki, Borowski zdążył go już skompromitować, odsłonić,
unieważnić i skasować".
I rzeczywiście, Borowski był absolutnym prekursorem w każdej
dziedzinie sztuki, w którą się zagłębił. Przez krytykę został uznany za jednego
z pierwszych przedstawicieli postawy postmodernistycznej w Polsce, ponieważ
zdystansował się od przekonania, dominującego jeszcze wśród modernistów, wśród których utrzymywało się przekonanie, że sztuka posiada w sobie wartości niezbywalne i autonomiczne, a sam artysta
zajmuje wysoką i wyjątkową pozycję w społeczeństwie.
U schyłku lat 50. jego uwagę przykuł akcjonizm. Zaczął
pracować nad happeningami. W swoich pracach często wykorzystywał przedmioty
codziennego użytku. Często uciekał się do ironii, by podkreślić swoją niechęć wobec
mitu artysty i dzieła sztuki. Ciekawym przykładem akcji artystycznej, spełniającej wspomniane założenia, było Ofiarowanie pieca, które sprowadzało się do ofiarowania zakładom ich
własności, pieca produkcyjnego.

Akcja ta należała do cyklu Pokazów synkretycznych organizowanych od 1966, podczas których przełamywał stereotypowe granice między dziełem a publicznością. Z czasem skupiał się na działaniach dążących do destrukcji wizerunku artysty i jego dzieła. Niekiedy uciekał się też do działań ekstremalnych. Podczas jednego z Pokazów synkretycznych przewiercił elektryczną wiertarką źrenice swojego fotograficznego alter-ego. Tak sam artysta opisał swoje działanie:
„(...) uczulam się na kolor i w fotografiach moich, zamieszczonych w trzech salach, wiercę otwory elektrycznym świdrem. Spod świdra, z oczu wytryska coraz to inna smuga koloru. Wszystko to na tle nagranego na taśmę mojego krzyku, przechodzącego w końcu w wesołe marsze”.
Swoje, najczęściej jednostkowe, bardzo specyficzne i
unikatowe, realizacje-wystąpienia artysta kierował ku konkretnej publiczności,
coraz częściej pozostawiając ją sam na sam ze swoim dziełem, a jednocześnie
traktując ją (i tak jak w przypadku opisanego wyżej happeningu, samego siebie)
jako tworzywo.
Końcem tego postępowania był antyhappening Fubki tarb.
Składało się ono z ludzi, którzy przyszli na pokaz i oglądali jedynie swoje
powiększone zdjęcia (wykonane na poprzednim wernisażu). Borowski tak relacjonował
to wydarzenie: „bawiłem się relacjami czasoprzestrzennymi chodząc po Wrocławiu,
a ludzie wychodzili z pokazu i byli jak niepotrzebne już tuby po farbach”.
Zdjęcia gości, będąc eksponatami, wyeliminowały autora; jego obecność stała się zbędna.
Ów antyhappening stał się linią graniczną, po przekroczeniu której Borowski
odstąpił ostatecznie od operowania kategoriami przedmiotu, pokazu, odbiorcy i skupił swoją uwagę na możliwości użycia procesów myślowych jako siły napędowej sztuki i nad opisaniem tych procesów.
Komentarze
Prześlij komentarz