U progu sławy, 2000

Almost famous – premiera filmu odbyła się w 2000 roku na Festiwalu Filmowym w Toronto. Fabuła opowiada o losach jednej rodziny, a konkretnie najmłodszego jej członka William Millera. Do buntu, czy raczej sprzeciwu wobec wzorców narzuconych przez matkę inspiruje go siostra. W wieku osiemnastu lat postanawia ona opuścić dom rodzinny i zostać stewardesą. W „spadku” pozostawia bratu torbę z płytami winylowymi: „to cię wyzwoli” – mówi mu przed odjazdem. Co ciekawe swoją decyzję również motywuje przy użyciu piosenki. Zatem mamy tutaj dwa elementy charakterystyczne dla kontrkultury – bunt/sprzeciw wobec powszechnie przyjętych zasad oraz muzykę, która jednoczy jej członków. W torbie Will znajduje między innymi nagrania Led Zeppeli, Joni Mitchell oraz The Who. Tak też syn nauczycielki akademickiej ulega fascynacji muzyką rockową.  
            Akcja filmu toczy się w latach 70. XX wieku i to właśnie w tym czasie Willi pragnie zostać dziennikarzem muzycznym, a jego perypetie umożliwiają widzowi zapoznanie się z hipisowską kontrkultura. Kiedy „rock ginie już w ostatnich podrygach” nastolatek rozpoczyna swoją przygodę i otrzymuje pierwsze zlecenie. A więc idzie na koncert, na który zmierza tłum ludzi w kolorowych ubraniach, długich włosach i zażywających różnorakie używki. Widać wyraźnie, że nie krępują ich społeczne konwenanse. Co ujawnia się m.in. w reakcji na przestrogę matki bohatera: „don’t take drugs” krzyczy – to zdanie będzie powracać niczym bumerang przez cały film. Tłum reaguje przedrzeźniając matkę i wybuchając śmiechem. Jakby chciał zapytać: „czyżby?”. Młody dziennikarz zamierza przeprowadzić wywiad. Aczkolwiek nie jest to takie proste, ponieważ nie ma go na liście. W międzyczasie poznaje grono dziewczyn, które nie uważają się z groupies. Kobiety są świadome swojego ciała, jednak ich strój nie jest wyzywający. Dopiero w dalszych kadrach filmu widz dowie się, że wyznają one wolną miłość. Willemu udaje się wejść za kulisy. Poznaje muzyków zespołu Stillwater – czterech mężczyzn w długich włosach. Chłopak zaprzyjaźnia się z nimi i wyrusza w trasę, aby napisać pierwszy, poważny artykuł. Podczas ich podróży widz odkrywa kolejne elementy charakterystyczne dla kultury hipisowskiej.
Mianowicie, zespół podróżuje autobusem tworząc swego rodzaju komunę na kółkach – mają wspólne cele, razem pracują, są rodziną. Muzyka to dla nich sposób na wyrażenie tego co myślą, to wszystko. Pomimo wielu widocznych różnic i nierzadkiej ostrej wymiany zdań członkowie zespołu darzą się wzajemnie akceptacją i zrozumieniem. Najważniejsza jest dla nich rodzina, którą jest zespół. Nawet kiedy przyjmują nowego menagera, stary nie idzie „w odstawkę”, zostaje, bo jest członkiem rodziny. Podczas trasy Willi poznaje kulisy estradowego życia. Egzystencja ta zaprawiana jest wolną miłością i używkami, swoistym luzem, bo przecież można robić tylko to co konieczne, a „wywiad zrobimy później okey?”. Zatem ukazane zostają również negatywne aspekty życia „w tu i teraz” ze swoistą celebracją poszczególnych jego momentów. Film zwraca uwagę na to, że czasem za takie życie dostajemy marną zapłatę, bo jeśli dobrze tego nie przemyślimy nasza życiowa stabilizacja będzie równa zeru. Twórcy zdają się namawiać widzów do odnalezienia balansu, równowagi pomiędzy hipisowskimi hasłami a twardą rzeczywistością. Przejawia się to m.in. w parokrotnie powracającej scenie, kiedy bohaterowie namawiają aspirującego dziennikarza, aby odłożył notes, jakby chcieli powiedzieć: „po prostu bądź”. Jego mentor zwraca uwagę, że jeśli chce napisać dobry tekst musi być bezlitosny i szczery. Te dwie cechy zwykle potrafią połączyć jedynie dzieci i to w rozbrajający sposób, a przecież hipisów określa się także mianem dzieci kwiatów.
Na zakończenie warto zwrócić uwagę, że nastolatek nie wrócił już do szkoły, nie pojawił się nawet na zakończeniu roku – wyłamał się ze schematu, podjął własną decyzję. Co istotne, to dziecko (mający piętnaście lat główny bohater) swoim postępowaniem doprowadza do pojednania matki z córką, a więc wprowadza pokój do swojej rodziny. Ostatnie kadry z filmu to sielankowe, rodzinne scenki, które idealnie ilustrują hipisowskie hasła: miłości, pokoju i braku wojny – również tej na domowym podwórku. Aczkolwiek wciąż „dzieje się”.

Komentarze