Rock to nie tylko zjawisko
estetyczne czy moda, nie jest to również – jak chcą głosiciele wszechmocy rynku
i totalnego utowarowienia – jedynie odpowiedź na fenomen młodzieży i próba
zagospodarowania ich leisure time. Od momentu swoich narodzin rock był
kulturą oporu, powiązaną z konkretnymi doświadczeniami pokoleniowymi. Był – jak
pisał Simon Frith w The sociology of Rock – „czymś więcej niż pop, czymś
więcej niż rock’n’roll”, a „muzycy rockowi łączyli dbałość o umiejętności i
technikę z romantyczną koncepcją sztuki jako indywidualnej ekspresji,
oryginalnej i szczerej”.
Podobnie rzecz ujmował Lawrence
Grossberg w We gotta get out of this place. Przedstawiał muzykę rockową
jako walkę o autentyczność, odpowiedź na afektywną alienację
młodzieży w geografii życia codziennego, jako proces krystalizowania
się specyficznej tożsamości na siatce różnic, formę protestu przeciwko
porządkowi społecznemu, na który nie ma się żadnego wpływu, jako reakcję
na uregulowany świat (jego nudę), poczucie samotności i pesymizm. Rok
orientował się na walkę z alienacją, skłaniał do inwestowania energii w
nadzwyczajne momenty. Celem pozostawało zdobycie kontroli nad życiem, a
środkiem permanentny wysiłek, by odróżnić się od nieswojego świata. Zagrożony
przez fałsz i komercję, rock musi uciekać od siebie, szukać form odtwarzania
autentyczności w nowych formach. Rock, jak powiada Grossberg, nieustannie
zagrożony przez fałsz i komercję, „poszukuje form odtwarzania swojej
autentyczności w nowych formach, miejscach i sojuszach. Musi przemieszczać się
(…) tylko dzięki temu może mieć znaczenie, wytwarzać różnice, upodmiotawiać
fanów. Rock stale konstruuje swoje linie lotu”. To podejmowana wciąż na
nowo uczieczka od partykularnych form władzy, a zarazem od ustanowionych,
zastygłych i oswojonych formuł estetycznych – można ją śledzić na przykładzie
wielu tego typu „linii lotu” (kariera różnych odmian indie rocka,
ewolucja punka w stronę anarcho-punka, straight edge, hard core, itp.).
Buntowniczy gest rocka nie
pozostawał oczywiście bez odpowiedzi. Wywoływał reakcje różnego typu. Gdyby
pokusić się o pobieżną typologię, najpierw wyróżnić by można reakcję konserwatywną.
Streszcza się ona w słynnym dictum Allana Blooma z The closing of the
American Mind: „Emocjonalne związki z muzyką klasyczną kształtowały przez
stulecia układ odniesienia, stanowiły wyznacznik wykształcenia. Młodzież
porzuca go na rzecz tego, co proste i nieproblematyczne. Ideologia rocka
odwołuje się do seksualnej żądzy (kosztem miłości i Erosa), stanowiąc
komercyjnie przygotowane masturbacyjne fantazje, w sztuczny sposób pobudza do
egzaltacji i niedojrzałej ekstazy, spycha na margines sztukę, religię, wolę
prawdy. Działa jak narkotyk; czyni życie fałszywym i pustym”. To przeciwnik wygodny,
a nawet potrzebny rockowemu rebeliantowi – łatwo zbyć go i wyśmiać, łatwo sprowokować
go do dalszych lamentów.
Znacznie trudniejszym przeciwnikiem
okazał się rynek, kuszący profitami i sławą, uczący się w coraz
szybszych cyklach przyswajania, kooptacji i komercyjnej eksploatacji tego,
co niszowe. To on właśnie ustanowił dialektykę undergroundu i mainstreamu,
marginesu i centrum, a na płaszczyźnie postaw i wzorów osobowych – konsekwencji
i zdrady ideałów. Dlatego jednym z lejtmotywów rockowej epopei jest wątek
„zaprzedania się” oraz jego przeciwieństwo – popkulturowa mitologia tych,
którzy, wierni sobie, wybrali się w straceńczą podróż do kresu.
Ale istnieje inny jeszcze przeciwnik
rockowej kultury autentyczności: to ów prześmiewczy sobowtór, który –
powiedzmy, w ramach reakcji postmodernistycznej – sięga po parodię i
pastisz, uruchamia stylistyczną grę resztkami, oderwaną od prawdziwej
ekspresji. On również przyczynia się do tego, że kolejne estetyki rockowe tracą
potencjał tożsamościowy i moc wyzwalania
oporu.
Czy dzisiaj estetyka rockowa to
jeden z wielu „stylów pamięci”, dostępnych w szerokiej ofercie kulturowego
hipermarketu? Czy nadal stanowi rezerwuar gestów oporu, które można ponawiać w
odmiennych społeczno-politycznych koniunkturach i kulturowych konfiguracjach?
Komentarze
Prześlij komentarz