Oto humorystyczny obraz międzypokoleniowego
pojednania z okładki New Yorkera (22 kwietnia 1996), sporządzony przez Arta Spiegelmana: dziadkowie
egzystencjaliści, rodzice hipisi, córka punkówa… No i jedno niemowlę. Jaki styl
wypracuje sobie w przyszłości? Wbrew tej irenistycznej wizji kolejne przemiany kultur
oporu (kontrkultur i subkultur) naznaczone były bardzo mocnym konfliktem generacyjnym.
Pokoleniowa linia podziału wyraźnie zaznacza się w przypadku punka: anarchiczno-nihilistyczny gest
skierowany był tyleż w stronę establishmentu i szeroko rozumianego systemu,
co w stronę rodziców – ich hippisowskiej utopii, która grzeszyła naiwnością, a
w dodatku szafowała obietnicami nie do spełnienia i ostatecznie została zdradzona
w długim marszu przez instytucje. Ten negatywny punkt odniesienia widać
wyraźnie w takim oto wspomnieniu Legsa McNeila (z jego książki Please
kill me): „Kiedy tak rozmawialiśmy z Lou Reedem, na scenę weszli Ramonesi –
i to było coś niesamowitego. Czterech naprawdę wkurwionych gości w czarnych
skórzanych kurtkach. Wrażenie było takie, jakby na salę wpadło gestapo. Ci faceci
z pewnością nie byli hippisami”.
Inna sprawa, że konflikt bardzo
szybko objął samych twórców punka, którzy stracili kontrolę nad własnym dziełem
podczas „przekładu z amerykańskiego na angielski” – czyli wtedy, gdy trend
wypracowany przez intelektualną nowojorską bohemę przyjął się na Wyspach i błyskawicznie
przekształcił w nastoletnie szaleństwo. „Dla nas punk oznaczał podziemną
amerykańską kulturę rock’n’rollową, która istniała już prawie piętnaście lat –
wspomina McNeil – więc miałem ochotę powiedzieć: Spoko, jeśli macie ochotę
zacząć własny ruch młodzieżowy, nie ma sprawy, ale ta nazwa jest już zajęta”.
Jak wiemy, tak to jednak nie działa – emblematem punka szybko stanie się Sex Pistols.
Godne rozwagi natomiast, co zadecydowało o punkowej eksplozji w Wielkiej
Brytanii: nabrzmiałe konflikty klasowe i gniew warstw ludowych? Obyczajowy konserwatyzm
połączony z ekonomicznym liberalizmem? Polityka Margaret Thatcher? A może
wszystko naraz? Równie ciekawe są inne translacje punkowej rebelii, choćby ta,
która stoi za przystosowaniem globalnego „no future” do polskiego kontekstu lat
80.
Jak przedstawiają się warunki
upolitycznienia tej kulturowej rebelii? Czy jej radykalizm podlega „przypadkowej
polityzacji” wynikającej z konserwatywnego ataku? A może odmienia się przez
wszystkie przypadki lokalnych systemów władzy? Jon Savage w England’s Dreaming
broni tezy, że nieokreśloność buntu stanowi o jego potencjale, zwiększa jego
zdolności adaptacyjne. Równocześnie trudno nie dostrzec problemów konsekwentnego
upolitycznienia. Z jednej strony, na przeszkodzie stoi niechęć do polityki instytucjonalnej
i niewiara w całościowe projekty przemian. Z drugiej strony, dałoby się
wypunktować ograniczenia teatru protestu; czy w ślepej plamce punkowej rewolty nie
znajdują się aby kwestie emancypacji kobiet i równouprawnienia mniejszości? Czy
dominujący wzorzec białego, zbuntowanego macho nie blokuje rewolucyjnego
potencjału różnicy? Osobna kwestia dotyczy ogólnej nieskuteczności ostentacyjnego gestu,
który zmienia opór w spektakl… i czyni go łatwym łupem nowoczesnego społeczeństwa
spektaklu. Niewykluczone jednak (co obrazuje poniższy plakat), że świadomy recycling dawnych formuł estetycznych potrafi uczynić z nich narzędzie nowych walk politycznych.
Przyjrzyjmy się dokumentom i filmom
fabularnym, które próbują pochwycić dynamikę punkowej rebelii i które na różne (nierzadko
krytyczne) sposoby przedstawiają zbuntowaną jednostkę (wspólnotę), celebrującą gest
anarchiczny, mówiącą społeczeństwu wielkie Nie i poszukującą nowej formuły niewyalienowanego,
autentycznego życia.


Komentarze
Prześlij komentarz