Momentami irracjonalnie śmieszny, czasem melancholijnie
intrygujący a jednocześnie śmiertelnie (dosłownie!) poważny – taki właśnie
jest film pt. „Kosmiczny przekręt” (Moonwalkers) z 2015 roku w reżyserii Antoine
Bardou-Jacquet. Przedstawia zawiłe lata
60. z pewną dozą humoru, ukazując „tajną misję” amerykańskiego rządu w cieniu legendarnego
lądowania na Księżycu, w której kluczową rolę na drodze absurdu objęli hipisi.
x
x

x
Film rozpoczyna się nawiązaniem do wojny w
Wietnamie. Z uwagi na wątek kontrkultury hipisów staje się niezwykle wymownym
elementem. To właśnie sprzeciw wobec działań wojennych w Wietnamie sprzyjał
buntowi młodych ludzi, w tym, hipisów. Negowali wartości amerykańskiego stylu życia
i silnie rozwinęli własne ideologie – wolności, miłości, luzu i braku reguł. Lata
60. szczególnie dla Ameryki były przepełnione niepokojem i ciągłymi próbami osiągnięcia
sukcesu. To lata zimnej wojny i nieustannego wyścigu kosmicznego z ZSRR, który
był pierwszy jeśli chodzi o wystrzelenie sztucznego satelity - Sputnika 1, wyniesienie
na orbitę pierwszego zwierzęcia czy pierwszego człowieka (Gagarin i Tierieszkowa).
Zatem celem politycznym jak i ściśle powiązanym, celem propagandowym stało się
lądowanie na Księżycu.
Produkcja posiada niejako polityczny
wydźwięk, który nieco w prześmiewczy sposób traktuje uznanie potęgi Stanów
Zjednoczonych. Podczas gdy rząd amerykański nie jest pewien powodzenia misji na
Księżycu, a wręcz określa możliwość porażki w granicach 70%, postanawiają
zlecić zadanie agentowi CIA – Kidmanowi (Ron Perlman) polegające na wynajęciu
genialnego reżysera - Stanley’a Kubricka, aby stworzył szczegółowe nagranie
fałszywego lądowania na Księżycu w razie niepowodzenia prawdziwej misji.
Niestety, już na początku historia się komplikuje i Kidman przypadkowo zawiera
umowę z Jonnym (Rubert Grint), a wraz z nim – z grupą frywolnych hipisów. Co
więcej, agent ma tylko 7 dni na wykonanie polecenia. Jak się potoczą losy podrabianego
lądowania jeśli na krześle reżysera zasiądzie natchniony hipis? Czy poważna
misja agenta CIA zamieni się w narkotyczną wizję wielkiego kroku dla ludzkości?
„Kosmiczny przekręt” ukazuje struktury zorganizowane
jakimi są rząd, CIA czy choćby pojawiająca się w tle mafia, w silnej opozycji
do struktur dezorganizujących czyli ugrupowania hipisów. Główny reżyser
odpowiedzialny za nieautentyczny dokument jest wizjonerem przedstawionym w dość
stereotypowy sposób. Renatus (Tom Audenaert) to krępy hipis z artystyczną
duszą. Żyje w swego rodzaju komunie pełnej rozwiązłości, narkotyków i wolności.
Jak sam opisuje idee lądowania na Księżycu: „Lądujemy w nieznanym, błąkamy się
i pyk… nie ma nas”. Na początku zamierza osiągnąć ekspresję artystyczną za pomocą
barwy, fantastyki wyjętej wprost z ze świata tajemniczych, kolorowych urojeń po
narkotykach. Niestety Kidman sprowadza go do szarego świata rzeczywistości. Wcale
to jednak nie odbiera odwołań do wspomnianej kontrkultury. Mamy dość silnie
zaakcentowane życie bez technologii. Kiedy do rąk hipisów trafia sprzęt do
transmisji, czyli telewizory, kamery i mikrofony, zaskoczeni testują i bawią
się nim w szale upojenia wiadomych środków. Oczywiście silne zakorzenienie
kultury hipisów współcześnie, sprawia, że „Kosmiczny przekręt” nie mógł się
obyć bez osławionego „ogórka”, czyli Volkswagena Transportera T1, długich włosów,
obnażonych kobiet i różnobarwnych, krzykliwych ubrań. Wszechobecne orgie, luz
poza realiami świata rzeczywistego i brak zakładanych konsekwencji działań to
jedne z głównych wyobrażeń na temat komuny hipisów. Przewijające się stany
upojenia narkotycznego i podkreślenie mocnego działania opium sprawiają, że
historyczna scena stanięcia człowieka na Księżycu zamienia się w niedorzeczny
splot wydarzeń. Agenci CIA i szokujące wtargnięcie mafii sprawiają, że zadanie
Kidmana wymyka się spod kontroli. Mimo że to właśnie on jest przedstawicielem
struktury zorganizowanej, pod wpływem zapoznanych hipisów i ich praktyk na
moment ginie, zatraca się w świecie środków odurzających. Ulega psychodelii hipisowskiej
i, o dziwo, jak sam zauważa, po raz pierwszy raz poczuł, że nie ma ochoty nikogo
zabijać. Jak widać, siła wolnej miłości, relaksu i porzucenie barier potrafi zawładnąć
umysłem zatwardziałego i doświadczonego agenta CIA.
Owa irracjonalność, intuicyjność i chaos charakteryzujący
życie hipisów, staje się jednocześnie odczuciami, jakie podczas oglądania filmu
spotykają odbiorców. Zakładany brak wiary w ukończenie misji przez Amerykanów
na końcu okazuje się błędny. Jednak bardziej jest to szczęście lub przypadek niż
zasługa rzekomej potęgi i sprawczości. Okazuje się bowiem, ze Amerykanie, hipisi
wraz z CIA nie są w stanie nagrać fikcyjnego lądowania na Księżycu, ale udaje
im się tego dokonać w rzeczywistości.
Komentarze
Prześlij komentarz