Punk's not dead, punk's camp - jaskrawa fantazja Dereka Jarmana - "Jubilee" (1978)


 Kultowy film Jubilee Dereka Jarmana stanowi niezwykle barwne, kompleksowe i bogate świadectwo idei brytyjskiego ruchu punkowego. Jest to o tyle znamienne, że swoją premierę miał w roku 1978 – czyli w momencie, kiedy na Wyspach już zaczynał się post punk, choć jeszcze nie przebrzmiała pierwsza punkowa fala. Fascynacje pionierskimi zespołami są widoczne u bohaterów (czego dowodzi plakat Sex Pistols na ścianie w melinie, w której mieszkają). Jednak widmo przechwycenia ruchu przez żarłoczny kapitalizm oraz alienacji młodych przedstawicieli subkultury pozostaje równie silne.

 Punktem wyjścia do swojej historii reżyser czyni jednak nie rok 1978, a 1578. Zderza tym samym dwa przeciwstawne światy – ciche ogrody i kręgi arystokratyczne elżbietańskiego dworu z brudną i zniszczoną londyńską ulicą oraz obskurnymi spelunami punków. Królowa Elżbieta przy pomocy nadwornego maga Johna Dee zyskuje bowiem wgląd w przyszłość swojego kraju – przyszłość, która, co podkreśla wygłoszony prze Dee cytat z Księgi Objawienia, rysuje się w cokolwiek apokaliptycznych barwach. Reżyser udziela tym samym „punkowej lekcji historii”, w której monarchistyczny elitaryzm zostaje zderzony z problemami ekonomicznymi i społecznymi klasy robotniczej, reprezentowanej przez młodych punków. W tym duchu wybrzmiewa chociażby marksistowska „historia Anglii”, którą pisze Amyl Nitrale – jedna z punkówek, a w której kolonizator Wilhelm Zdobywca poskramia tubylców Brytów, narzucając im swoją kulturę oraz budując swój status poprzez uciskanie niższych warstw społecznych. Jarman bez skrupułów piętnuje imperialne zapędy Wielkiej Brytanii – w ironicznej scenie, w której ta sama Amyl, na przesłuchaniu do konkursu Eurowizji, odziana w rzymską zbroję i trójząb, z wymalowaną na piersi flagą brytyjską śpiewa „Rządź Brytanio!”, równocześnie kręcąc pośladkami. A to wszystko na tle przygotowań do „srebrnego jubileuszu” królowej Elżbiety II.



 Już samo przytoczenie powyższych scen daje świadectwo eklektycznego wymiaru filmu Jarmana. Chętnie sięga on po groteskę, zderzając konwencję realistyczną, brud posępnych barów mlecznych, z krzykliwymi scenami muzycznymi, utrzymanymi w niemalże teledyskowej konwencji. Narracja jest epizodyczna, miesza również porządki czasowe, luźno traktuje chronologię. Konstrukcja tym samym zdaje się odwoływać do niechlujnego, chaotycznego wymiaru punkowego ruchu. Podobna niechlujność i beztroska cechuje również głównych bohaterów. Włóczą się oni o mieście bądź spędzają czas na bezczynności lub grze w Monopoly – kontestując tym samym kapitalistyczny pęd za bogaceniem się. Gra w Monopoly reprezentuje tu swoistą zabawę w negowanie kapitalizmu – bunt młodzieży nie jest podszyty złością, rozgoryczeniem czy poczuciem niesprawiedliwości, tak charakterystycznymi dla pierwszego pokolenia brytyjskich punków. Zastąpiły je ironia, żart i beztroska. Wyznanie jednego z chłopaków, który przywołuje swoje szare, zabetonowane dzieciństwo w postindustrialnym świecie oraz słowa „my generation is blank generation” zostają bowiem zbyte śmiechem.

 W Jubilee nie brak miejsca nie tylko dla subkultury, ale również samej muzyki, jak i muzyków – aktorsko udzielają się Sid Vicious, Siouxie Sioux, Adam Ant czy Toyah Willcox. Reżyser zwraca uwagę na punkowe przewartościowanie definicji sztuki z romantycznego piedestału – nie ma tu mowy o natchnieniu, jest jedynie przyzwyczajenie; bycie artystą nic nie znaczy, ta jak i niewiele znaczy bycie złym artystą („My brother is an artist. A piss artist.” chwali się jeden z bohaterów). Umiejętnie wykazuje także rozdźwięk między szczerą energią młodych muzyków a cynizmem wytwórni, reprezentowanych przez komicznie diabolicznego managera Borgię. Borgia, przyrównany najpierw do Szatana (parafraza ewangelicznej historii kuszenia na pustyni), następnie do Judasza przyjmującego srebrniki, stanowi przykład cynicznego zdrajcy punkowych ideałów, który traktuje muzykę jako wentyl bezpieczeństwa („As long as the music is loud enough, we won’t hear the world fall apart”). Ostatecznie bowiem, niepokorny punk, zrywający z konserwatywną obyczajowością i futurystycznie destrukcyjny wobec utrwalonych narracji historycznych, znajduje się już na szczycie list przebojów, którą młodzi członkowie subkultury oglądają w telewizji.



 Jarman, choć wizję subkultury konstruuje z niewielkiego dystansu czasowego, nie pozostaje wobec jej idei oraz realizacji owych idei bezkrytyczny. Nie ocenia jednak swoich bohaterów, stara się natomiast jak najbardziej kompleksowo zarysować problematykę ruchu punkowego – tak w wymiarze ekonomicznym, społecznym, jak i historycznym. Nie jest to jednak w żadnym wypadku kino dokumentalne czy dramat obyczajowy; jego fantazja jest eklektyczna, jaskrawa, przede wszystkim - kampowa; pełna destrukcyjnych aktów i antyestetycznego chaosu  – tak, jak i sam punk. Siła antyestetyki nie tkwi bowiem w jej jakości, lecz wywrotowym potencjale. „Miłość kopnęła w kalendarz razem z hipisami, seks jest dla geriatyków” – stwierdzają w pewnym momencie bohaterowie. Wyraźnie jednak widać, że wcale im to nie przeszkadza – wciąż trwa destrukcyjna zabawa na całego. Ale tylko do czasu…

Jubilee, reż. Derek Jarman, Wielka Brytania 1978.
Obsada: Ian Charlston, Karl Johnson, Jenny Runacre, Nell Campbell

Komentarze